Dlaczego boisz się przyszłości?
Rozważania na temat czasu w nurcie egzystencjalnym Jeana-Paula Sartre.

Tempus fugit, aeternitas manet.
Czas ucieka, wieczność czeka.
Poświęć mi chwilkę. Daj proszę trochę swego czasu. Choć skoro tu jesteś, już i tak mi go oddałeś. Niestety już go nie odzyskasz. Zabrałam Ci go bezpowrotnie. Moja już jest Twoja teraźniejszość – cała, bez wyjątku. Nie oszczędziłam też Twojej przeszłości, a i Twa przyszłość także będzie moja. Zatem rozgość się. Walutą jest Twój czas.
Czas to naprawdę dziwne zjawisko. Niby każdy wie o co chodzi, ale wytłumaczyć w sumie nie ma komu. Zapewne znajdą się tacy, dla których to po prostu ciąg chwil (lecz czym jest chwila?), dla innych (chyba głównie analityków) to jednostka, odnośnik umożliwiający umieszczenie danego procesu… no właśnie, gdzie? A może to po prostu sztuczny konstrukt stworzony tylko dla ludzkiej wygody? Może czas naprawdę nie istnieje?
Powiem jedno – zasłaniając się pokorą i niewiedzą – nie mnie to oceniać. Tak czy siak czas jest (o ile jest) dość szeroko rozumianym zjawiskiem (serio, SPJ PWN podaje aż jego siedem definicji, nie opuszczając nawet tej o kategorii i formie gramatycznej czasownika). Jednak jest coś, czego podważyć raczej nie można – czas (korzystając z przeróżnych środków transportu) biegnie, płynie, leci… Ucieka – przed czym czy przed kim? Czas przemija – i to o tym Ci dziś opowiem.
Chyba nie zdziwię Cię, jeśli podzielę swoje rozważania na trzy części – tak będzie łatwiej.
I. Przeszłość
II. Teraźniejszość
III. Przyszłość
Nie
podlega chyba wątpliwości, iż przyszłość będzie teraźniejszością, a
teraźniejszość stanie się przeszłością prawda? Zatem nie marnując już czasu – od
początku.
Przeszłość

Nie wiem czy kogoś tym dziwię, ale Przeszłości nie ma. A właściwie to jest, choć raczej była, ale już jej nie ma. A przynajmniej tak sądzi francuski egzystencjalista Jean Paul Sartre. Trochę to pogmatwane, ale już objaśniam. Przeszłość, jak z resztą sama nazwa wskazuje, są to zdarzenia przeszłe, minione, takie, które kiedyś były, co oznaczałoby, że teraz już ich nie ma, prawda? Sam Sartre w swojej książce Byt i nicość mówi, że: bycie minionym wydarzeniem jest po prostu faktem stania się wydarzeniem emerytowanym, to utrata skuteczności bez utraty bytu. Przekładając to na język polski, znaczy to, iż przeszłością jest to, czego kiedyś doświadczyliśmy. Sartre nazywa to wyobrażeniami, odradzającymi się postrzeżeniami, czyli prościej mówiąc – wspomnieniami.
Zagłębiając się w to, nasuwa mi się jeden znaczący wniosek. Może przeszłości rzeczywiście jako takiej nie ma, ale jest jedna subiektywna przeszłość oddzielna dla każdego? Ja mam swoją przeszłość, a Ty masz swoją, choć nie ma jednej wspólnej przeszłości dla wszystkich. Tak jak ze wspomnieniami. Ja mam swoje, a Ty swoje i nawet jeśli jestem gdzieś w Twoich wspomnieniach, w Twojej przeszłości, a Ty w mojej, one wciąż nie są tą samą przeszłością czy wspomnieniem. Możesz zapytać jednak, a co z historią? Przecież nie byliśmy świadkami bitwy pod Grunwaldem czy wyprawy na Księżyc! Czy to nie jest przeszłość?! Cóż… jest. Ale nie Twoja. Do Twojej przeszłości możesz zaliczyć lekcję historii, na której czytałeś o bitwie pod Grunwaldem czy usłyszenie opowieści o pierwszym człowieku na Księżycu, bo to są Twoje wspomnienia.
Zatem skoro tę część mamy już wyjaśnioną możemy przejść do kolejnej ważnej sprawy. Otóż, skoro ustaliliśmy już, że przeszłością są wspomnienia, to co się stanie, jeśli je zapomnimy? Przecież nie wszystko da się zapamiętać.
Odpowiedź na to jest banalnie prosta, choć niezbyt optymistyczna – po prostu stracisz swoją przeszłość, jakby powiedział to Sartre – znicościuje się (tzn. odejdzie do nicości). To samo stanie się, kiedy ostatnia jednostka naszej teraźniejszości stanie się naszą przeszłością – kiedy umrzemy, umrze wraz z nami cała nasza przeszłość.
Wniosek: nasza przeszłość istnieje dla nas. Jednakże z odrobiną optymizmu przychodzi tutaj rzymski poeta Horacy i jego Non omnis moriar [łac. nie wszystek umrę] – cytat, pochodzący z jego Pieśni III Exegi monumentum [„Wybudowałem pomnik”], którym podkreśla, że dzięki swoim dziełom, będzie pamiętany nawet po swojej śmierci. To samo dotyczy i nas. Gdy wraz z nami umrze nasza przeszłość, pozostaniemy w przeszłości tych, w których wspomnieniach byliśmy.
A tak między nami, są też inne sposoby na zatrzymywanie swojej przeszłości. Najprostszym z nich jest chociażby pisanie dziennika, pamiętnika czy nawet bloga. Nie musisz od razu pisać całej swojej biografii, ale czasem naprawdę miło jest siąść z jakąś dobrą herbatką na wygodnym fotelu i poczytać, co tam się kiedyś mi przydarzyło. Spróbuj 😊
Teraźniejszość

Z Teraźniejszością jest ten problem, że może i nawet wiemy, że jest, lecz nie wiemy, kiedy ona tak właściwie jest. Teraźniejszość jest w końcu teraz, prawda? Ale ile trwa teraz? Minutę? Sekundę? Teraz zapewne patrzysz w ekran komputera, telefonu czy innego urządzenia tego typu i czytasz ten wpis.
Przyjmijmy, że jest godzina 13.13 (jak akurat, teraz gdy to piszę). Jeśli teraz o tej 13.13 czytasz ten wpis, to z perspektywy godziny 13.14, godzina 13.13 będzie już przeszłością. A minęła zaledwie minuta! Ba! Nawet z perspektywy 13.14.00, przeszłością jest już 13.13.59 – a to tylko sekunda. I właściwie to można tak się bawić w milisekundy, mikrosekundy, nanosekundy, i tak dalej w nieskończoność.
Wracając do wspominanego wyżej Sartre’a, ma on dość ciekawy pogląd na tę sprawę: Teraźniejszość nie istnieje, jedynie uobecnia się w formie ucieczki. Na przykładzie teraźniejszości najwyraźniej widać upływ czasu, oczywiście na tym głębszym poziomie, bo strzelam, że mało kto (jeśli w ogóle ktoś) skupia się na każdej sekundzie swojego życia. W sumie co to więcej mówić? Kontynuując myśl Sartre’a: Teraźniejszość nie jest tym, czym jest [przeszłością] i jest tym, czym nie jest [przyszłością]. Pozostawiam to do Twoich wewnętrznych rozważań, a sama przejdę już do przyszłości.
Przyszłość

Jednych fascynuje to, co nieznane, drugich to po prostu przeraża, ale każdy i tak tego doświadczy. To jest właśnie przyszłość – na nią się czeka (tak jak na kobietę – panowie to uwaga do Was, zapamiętajcie ją). Wracając jednak już do filozofii… Prawdą jest, że nikt nie zna przyszłości (nawet ci telewizyjni wróżbici i wróżki), ale każdy ją z czasem poznaje. Idąc w myśl za Sartrem, teraźniejszość jest zatem przygotowaniem nas na przyszłość (Przyszłość objawia się w tym, czym jeszcze nie jest), jednakże dzieje się to tak szybko, że nawet tego nie zauważamy.
Pamiętasz to bawienie się sekundami w akapicie powyżej? Podobnie jest z przyszłością. Dla godziny 13.13, godzina 13.14 jest przyszłością, tak jak dla godziny 13.13.00, przyszłością jest 13.13.01. Taka sama sytuacja. To skoro już wiemy, że na przyjście przyszłości masz raczej mało czasu na przygotowanie, pozostaje pytanie, czy przyszłość można zmienić. Czy możesz czekać na inną przyszłość niż ta, której doświadczysz w najbliższej przyszłości? Nieźle poplątane to zdanie, ale liczę, że rozumiesz o co mi chodzi. Otóż odwołując się ponownie do Sartre’a – przyszłości oficjalnie zmienić nie można (bo przecież jak, skoro jej jeszcze nie ma) jednakże i na to znalazłyby się jakieś luki w systemie (przecież żaden system nie jest tak doskonały, żeby nie dało się go obejść, prawda?) Nie że jestem jakimś mistrzem obchodzenia systemów, ale mogę się chociaż podzielić z Tobą tym, co Sartre miał do powiedzenia.
Zatem oficjalnie przyszłości nie można zmienić, jednakże modyfikując teraźniejszość, przyszłość sama może ulec zmianie. Zaskakujące czy raczej niekoniecznie? Tak też myślałam. Jednakże niestety muszę Cię zmartwić – raczej nie dowiesz się, czy dana sytuacja nie zmieniła już Twojej przyszłości, ani nawet w jakim stopniu mogłoby się to wydarzyć. Jak wspominałam na początku – trzeba czekać (panowie szczególnie pamiętają, prawda? Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście, że tak sobie żartuję 😉).
Skoro już wspomniałam o tym początku, to zostaje jeszcze jedna kwestia – dlaczego część osób właściwie boi się tej przyszłości? Logicznie rzecz biorąc trzeba to po prostu jakoś przeżyć – przyszła to i pójdzie. W tym miejscu pozwolę zacytować sobie cudowną polską noblistkę Wisławę Szymborską (Nic dwa razy):
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Och, jak się zrobiło optymistycznie! Naprawdę nie chcę psuć tego nastroju i liczę na to, że Ci go nie zepsują inni, ale trzeba przejść już do odpowiedzi na pytanie, dlaczego jednak część osób boi się tej nieznanej przyszłości.
Znów zacznę od słów Sartre’a: Przyszłość, którą mam być, jest po prostu moją możliwością teraźniejszości. I to jest właściwie sedno problemu. Mamy świadomość, że ta nieznana przyszłość po prostu musi stać się teraźniejszością, więc jest nieunikniona – jeśli w tej przyszłości jest coś złego, to to złe nas nie ominie (choć przeminie, jak mówiła Wisia), lecz na tej samej zasadzie to, co dobre też nas nie ominie.
Zanurzając się jednak coraz głębiej w egzystencjalizm, kolejną obawą przyszłości jest według Sartre’a to, że: Nie jestem wystarczająco przyszłością, którą mam być, przyszłością, która oferuje swój sens mej teraźniejszości. Typowe dla egzystencjalizmu są właśnie rozważania nad sensem istnienia. Jest to dość znacząca, jak i nie najważniejsza wartość, która po prostu nas definiuje. Dlatego sens życia jest tak ważny – bez niego, cóż…, nie ma sensu. I tego właśnie obawia się Sartre – że przyszłość, która nadejdzie narzuci mu inny sens, zmieni to, co już ma, na coś innego (gorszego? lepszego? – po prostu nieznanego).
Chyba nikt nie chce, aby jego porządek (czy to zewnętrzny czy wewnętrzny) został nagle wywrócony do góry nogami, prawda? Więc patrząc na to z tej perspektywy, lęk przed przyszłością nie wydaje się już aż tak irracjonalny. Jednak żeby nie zostawiać Cię na koniec z tak pesymistyczną wizją, mogę jedynie powiedzieć, że czasem zmiany są nam po prostu niezbędne. W końcu zmiana to podstawa rozwoju – głosi o tym całe mnóstwo psychologicznych teorii rozwoju człowieka, ale to jest chyba temat na kolejny wpis (Jak w rozwój z psychologicznego punktu widzenia? Co o tym sądzisz? Daj znać w komentarzu, albo na facebookowej stronie Jak w życie 😊).
Zatem jeszcze słowo na zakończenie.
Zgodnie z cytatem na samym początku – czas ucieka. Przyszłość staje się teraźniejszością, ta przeszłością, a przeszłość w końcu nicością. Jednakże o ile czasu nie można zatrzymać, można go dobrze zagospodarować, a potem tylko tenże czas mile wspominać. Zatem dziękuję, że poświęciłeś mi kawałek swojego Czasu (a może kiedyś jeszcze też mi go trochę dasz. 😉), a póki co życzę Ci dużo czasu na przyjemności i miłego korzystania z wieczności.
&
Bibliografia:
§ Sartre J. P. (1994) Byt i nicość. Zarys ontologii fenomenologicznej, Wydawnictwo Zielona Sowa, s. 266-280